W Ewangelii przychodzą do Jana z pytaniami kapłani i lewici, mówiąc mu, jakie opinie powstały wśród ludzi na jego temat. Między innymi, że jest prorokiem i zapowiadanym Eliaszem. Jan wydaje się być zaskoczony i wszystkiemu zaprzecza. O sobie wie tylko, że jest głosem prostującym drogę Pańską, oraz chrzci wodą. Za nikogo więcej siebie nie uważa.
Kiedy z kolei weźmie się 11 rozdział Ewangelii Mateusza, można tam znaleźć opinię Jezusa o Janie Chrzcicielu: „Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: (…) Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. (…) Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. (…) A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść”. Dlatego zaskakuje zaprzeczenie Jana Chrzciciela.
I tutaj tkwi sekret świętości. Ten, kto jest święty, nie ma o tym zielonego pojęcia. Wręcz wypiera tę myśl, świadom w jak wielu rzeczach niedomaga. Dlatego jeśli pojawia się w mojej świadomości myśl, jaki to jestem cudowny i jak wiele zrobiłem dla Kościoła, nie koniecznie oznacza to, że jestem święty. Bo jeśli się tym szczycę, to chyba nie zrobiłem tego z miłości do Boga? Gdybym miał czyste intencje i był święty, nie chwaliłbym się jak rosyjski generał dziesiątkami medali na piersi.
Jak widać na przykładzie Jana, Bóg wie, jacy jesteśmy. I pewnie na Sądzie Ostatecznym, o którym słyszymy tak wiele w Adwencie, największym zaskoczeniem będzie poznanie siebie, takim, jakim się jest w oczach Boga. Niezwyciężeni „Generałowie” okażą się przegranymi, a skromni „Janowie” wielkimi prorokami. Na ziemi nigdy do końca nie poznamy, jacy jesteśmy. Dlatego nie ekscytujemy się pochwałami, nie dołujmy naganami, tylko:
Z piosenki Wojciecha Młynarskiego