NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Dziękuję za zaduszki

Autor: Ks. Tomasz Ważny CM

www.misjonarze.pl

Lubię cmentarze.  Sam nie wiem, dlaczego.  Właściwie to nie mam żadnych osobistych powodów, by nawiedzać je częściej niż inni.  Po prostu: bardzo odpowiada mi nastrój tych „miast umarłych”, jak nazywają je czasem – zbyt może patetycznie – autorzy gazetowych artykułów.  No bo pomyślcie: takie Powązki Wojskowe w Warszawie  – z każdej nieomal strony otoczone przez szerokie arterie, z których huk i hałas wciska się w uszy nawet w samym środku cmentarza, tam, gdzie leżą w wielkich kamiennych mauzoleach najwięksi polscy zdrajcy.

A więc: życie.  Życie, można by rzec, do kwadratu, bo szybkie, bo niecierpliwe, bo wpatrzone w sprawy tego świata.  Żywi ludzie, pędzący za swoimi sprawami w swoich własnych nowiutkich limuzynach; obok nich wielkie ciężarówki, pełne dóbr wszelakich, które gdzieś tam, za siódmą górą przemienią się w góry pieniędzy, od czasu do czasu miejskie autobusy w ciepłych, warszawskich, czerwono-żółtych barwach, pełne studentów i staruszków – w proporcji mniej więcej pół na pół.  A tu, wśród starych drzew: jasny, mocny, jednoznaczny BOŻY ZNAK: jesteś, człowieku na tym świecie po to, byś żył ze Mną wiecznie.  Po to powołałem Cię do życia, po to zasadziłem na ziemi, po to dałem ci czas, zdolności, talenty, umiejętności, wreszcie ludzi wśród których żyjesz – byś doszedł do Mojego domu, który jest i dla Ciebie przygotowany.

Dokładnie tak samo wołają do mnie groby na Starych Powązkach i na Łyczakowie, który kocham najbardziej, na Rakowicach, gdzie bywam najczęściej (bom z Krakowa) i na zakopiańskim Pęksów Brzyzku.  I te na setkach wojennych cmentarzy z czasów I wojny światowej, rozsianych po karpackich łąkach i przełączkach, które dane mi było odwiedzić w Polsce, Rumunii, Ukrainie.  Wołają pełnym nadziei głosem mojego Pana, tak jak wołały do Hioba tragiczne, jeśli przyłożyć do nich ludzką miarę,  wydarzenia, które stały się jego udziałem: ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i oczyma ciała będę widział Boga.

Zaduszki to dzień hiobowej nadziei.  Nadziei trudnej, bo przedrzeć się musi tego dnia ów jasny promyk Bożego zewu przez ściany ludzkich tęsknot, wspomnień, żalów, przez smugi cienia jakie kładą się na ludzkie serca, gdy myśli człowiek o tym, jak mu źle bez tych, którzy odeszli.  A myśli w ten listopadowy czas częściej niż zwykle, bo wszystko wokół  do takiego myślenia i wspominania go skłania: i te liście, ścielące się pod stopami, i te mgły uparte i zimne, i te ciemności krótkich późnojesiennych dni.  Trudniej w taki czas przychodzi człowiekowi właściwie wszystko, a cóż dopiero mówić o wykrzesaniu z siebie jasnych, świetlistych uczuć.

I właśnie w ten czas Kościół, matka moja, mówi do mnie słowami mężów w lśniących szatach: Dlaczego szukasz żywego wśród umarłych?  Nie ma Go tu.  A ja wiem, że robi to, by mi pomóc w tych trudnych dniach rozświetlić moje myślenie, rozpalić wiarę, by dodać mi sił.  Do wszystkiego: do dobrego życia, do ufnej modlitwy, do ofiarnej służby.  Robi to inaczej, niż w czas Bożego Narodzenia, inaczej niż w dni Paschy, inaczej niż w skwarne zazwyczaj Boże Ciało.  Tym razem pokazuje mi cmentarze.  I groby stawia przed oczami – na czele z tym najważniejszym, tym u stóp Golgoty.

Dziękuję Ci, mój Panie, za Kościół.  I za Zaduszki składam Ci dzięki – za ten dzień, w którym przypominasz mi, że w Chrystusie będę żył.  Na wieki.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *