NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Nadzieja z cmentarza


Autor: Br. Juliusz Pyrek OFM Cap

 

Nadeszły listopadowe dni poprzedzone pięknym październikiem, które w tradycji polskiej odnoszą się do spraw ostatecznych. Nawiedzanie cmentarzy skłania do refleksji, a msze święte na cmentarzu czynią je miejscem wyjątkowym. Wieczorami jadąc po polskich drogach widzimy cmentarze jaśniejące tysiącami małych światełek, które dodane tworzą wielkie łuny światła zwiastując w miejscu śmierci coś więcej niż śmierć – triumf życia. W tej tradycji, o korzeniach chrześcijańskich, cmentarze są miejscem nauki mądrości zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych. Iść wieczorem na cmentarz, aby zyskać odpust zupełny za zmarłych, przynajmniej przez pierwsze siedem dni, to czyn dostępny dla każdego. Nawet ludzie o słabych nerwach i ci, którzy szukają specjalnego spreparowanego po pogańsku horroru, mogą przyznać, że urok rozświetlonego cmentarza oddziaływuje na nich, pouczając światłem, skupieniem i modlitwą. Cmentarz w tych dniach ma jakiś szczególny urok nadziei życia. Nie daj Boże, aby ktoś zabrał nam ten klimat nadziei poprzez straszenie śmiercią.

 

A choć listopad zaczyna się wspominaniem świętych, dzięki czemu światło cmentarza intensywnie wskazuje i budzi mądrość świętych. Święci przecież dzięki wierze w Chrystusa Zmartwychwstałego, jedyne światło wśród mroków śmierci, pragnęli świętości, która jest w Bogu i ją osiągnęli. To dla wielu, jakby nie dosłyszeli, nie dostrzegli pragnienia świętości, listopad jest jednak czasem wspominania zmarłych: artystów, bokserów, grafików, pisarzy, naukowców, a trzeba dodać także biskupów, o których zapominają dziennikarze.

Z tego zapomnienia o biskupach rodzą się różne dziwne sytuacje. Jednego razu wychodzę z ośrodka zdrowia z receptą w ręku. Na schodach spotykam mężczyznę, który na widok habitu, recepty i miejsca gdzie się spotkamy pyta: „I wy też chodzicie do lekarza? I wy też chorujecie?” Nieco zdziwiony jego reakcją odpowiadam: „Tak, wie pan, nawet umieramy”.

Warto więc pamiętać o zmarłych w tym roku biskupach: pierwszym biskupie diecezji radomskiej Edwardzie Materskim, pierwszym biskupie pelplińskim Janie Bernardzie Szladze oraz biskupie pomocniczym diecezji radomskiej Stefanie Siczku. (poczytaj o nich: http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?id=44967&s=opoka). Pamięć o nich chroni nas przed owymi złudzeniami, które wielokrotnie powtarzają ludzie. W świetle śmierci inaczej wyglądają grzechy biskupów, inaczej ich zasługi, a również inaczej wyglądają pochopne sądy towarzyskie i publiczne jakie wydajemy sami, jakie wydają dziennikarze i politycy, mający dzisiaj wielkie możliwości wyrażania nawet najgłupszych i najbardziej złośliwych poglądów. Skoro wszyscy staniemy przed Bogiem po śmierci, to warto żyć uczciwie. Skoro biskupi umierają, to stają na sądzie Bożym i muszą zdać sprawę przed Bogiem, który nie ma względu na osobę, ani na urząd, czy rolę jaką pełniliśmy w tym świecie.

Czytanie wiadomości, informacji rzadko dzisiaj jest na poziomie jakiego chce Chrystus. Gdy Jemu doniesiono, że zawaliła się wieża, albo, że Herod dokonał masakry ludzi, to On zapytał: Czy myślicie, że ci co zginęli byli większymi grzesznikami niż wy, których to nie spotkało? Nie, lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zgniecie”. Prosta wiadomość, których dzisiaj mamy tysiące, wzywa do nawrócenia.

W tym kontekście oprócz zapomnianych biskupów są także na ustach ludzkich, niektórzy przynajmniej, samobójcy. Może w tych listopadowych dniach życie i cmentarz przypomni nam niektórych samobójców. Choć o samobójcach najczęściej myślimy w kategoriach politycznych, w stylu: grasuje seryjny samobójca, który załatwia tych, którzy są niewygodni, albo za dużo mówią, albo za dużo wiedzą, to trzeba też czasem, a szczególnie w listopadowe dni zastanowić się nad tym czym ono jest. Wiedząc czym jest samobójstwo łatwiej będziemy się bronić przez myślami samobójczymi. Z tym też związane jest pytanie, czy można modlić się za samobójców?

Kościół głosi, że „każdy jest odpowiedzialny przed Bogiem za swoje życie, które od Niego otrzymał. Bóg pozostaje najwyższym Panem życia. Jesteśmy obowiązani przyjąć je z wdzięcznością i chronić je ze względu na Jego cześć i dla zbawienia naszych dusz. Jesteśmy zarządcami, a nie właścicielami życia, które Bóg nam powierzył. Nie rozporządzamy nim” (KKK 2280). W tym znaczeniu duch ubóstwa sięga nie tylko własności i dóbr materialnych, ale również samego życia. Uznać, że życie jest własnością Boga, nie tylko dlatego, że mnie stworzył, ale również wykupił z niewoli grzechu i śmierci. Grzech i śmierć to narzędzia ucisku i panowania szatana. Wdzięczność wobec Boga za dar życia, to obrona duszy. Nauczyć się zarządzać duszą, to wyraz naszego powołania. Zarządzać duszą, to znaczy ją wychowywać, uprawiać jak ogród, który jest ważniejszy od wszystkich innych. Wychowanie ma w sobie etymologiczny rdzeń „chować”, a czymże jest chowanie przed złem jeśli nie chronieniem duszy ze względu na cześć do Boga. Otrzymaliśmy talent, czyli duszę, który trzeba oddać pomnożony poprzez uprawianie jej i wychowanie. Zarządzamy duszą nie rozporządzamy. Zarządzać znaczy liczyć się z właścicielem, czyli Bogiem.

W ten kontekst wpisuje się samobójstwo: „samobójstwo zaprzecza naturalnemu dążeniu istoty ludzkiej do zachowania i przedłużenia swojego życia. Pozostaje ono w głębokiej sprzeczności z należytą miłością siebie. Jest także zniewagą miłości bliźniego, ponieważ w sposób nieuzasadniony zrywa więzy solidarności ze społecznością rodzinną, narodową i ludzką, wobec których mamy zobowiązania. Samobójstwo sprzeciwia się miłości Boga żywego” (KKK 2281). Kiedy zaczynamy myśleć, że możemy rozporządzać dowolnie własnym życiem, wtedy wchodzi w grę samobójstwo jako rozwiązanie problemów. Trzeba jednak pamiętać, że z „obiektywnego punktu widzenia samobójstwo jest aktem głęboko niemoralnym” (Jan Paweł II, Evangelium vitae, 66). Słysząc więc wieści o samobójcach trzeba też pomyśleć o ich zbawieniu. Kultura śmierci bowiem nie liczy się, ani z dobrym imieniem , ani z życiem człowieka. Eutanazja i samobójstwo pochodzą ze źródła tego samego fałszywego myślenia zakładającego, że zarządzać i rozporządzać życiem jest tym samym.

A przecież „kto popiera samobójczy zamiar drugiego człowieka i współdziała w jego realizacji poprzez tak zwane „samobójstwo wspomagane”, staje się wspólnikiem, a czasem wręcz bezpośrednim sprawcą niesprawiedliwości, która nigdy nie może być usprawiedliwiona, nawet wówczas, gdy zostaje dokonana na żądanie. Zdumiewającą aktualność mają tu słowa św. Augustyna: „Nigdy nie wolno zabić drugiego człowieka: nawet gdyby sam tego chciał, gdyby wręcz o to prosił i stojąc na granicy między życiem i śmiercią błagał, by pomóc mu w uwolnieniu duszy, która zmaga się z więzami ciała i pragnie się z nich wyrwać; nie wolno nawet wówczas, gdy chory nie jest już w stanie żyć” (Jan Paweł II, EV 66). Kultura życia jest bowiem oparta na drodze miłości i prawdziwej litości, „którą nam nakazuje nasze wspólne człowieczeństwo i którą wiara w Chrystusa Odkupiciela, umarłego i zmartwychwstałego, rozjaśnia światłem nowych uzasadnień. Prośba, jaka wypływa z serca człowieka w chwili ostatecznego zmagania z cierpieniem i śmiercią, zwłaszcza wówczas, gdy doznaje on pokusy pogrążenia się w rozpaczy i jakby unicestwia się w niej, to przede wszystkim prośba o obecność, o solidarność i o wsparcie w godzinie próby. Jest to prośba o pomoc w zachowaniu nadziei, gdy wszystkie ludzkie nadzieje zawodzą. Jak przypomina nam Sobór Watykański II, „tajemnica losu ludzkiego ujawnia się najbardziej w obliczu śmierci”; jednakże człowiek „instynktem swego serca słusznie osądza sprawę, jeśli wzdryga się przed całkowitą zagładą i ostatecznym końcem swej osoby, i myśl o tym odrzuca. Zaród wieczności, który nosi w sobie, jako niesprowadzalny do samej tylko materii, buntuje się przeciw śmierci” (Jan Paweł II EV 67).

Najlepszą więc obroną przeciw myślom samobójczym jest ożywianie zarodka wieczności, który nosimy w sobie, a jednocześnie umiejętne pokierowanie buntem, aby doprowadzić do buntu przeciw śmierci, a nie przeciw życiu. Czyż jaśniejący światłem cmentarz nie daje nam tej szansy przygotowania się do spotkania ze śmiercią? A zarodek wieczności, czyż nie rozwija się dzięki światłu zmartwychwstania? Może właśnie dzięki wizytom na cmentarzu będziemy mogli pojąc, co głosi Matka Kościół: „nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób, może dać im możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie”. (KKK 2283). Nie jest to przyzwolenie na samobójstwo, ale wezwanie do modlitwy i nadziei na zbawienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *