NOBISCUM AD CAELUM…

Wstąpmy do Ogrodu Pana

 

Dzisiaj w Kościele Katolickim przeżywamy wspomnienie NMP z Góry Karmel. O pojawieniu się szkaplerza w pobożności karmelitańskiej powiedziała w rozmowie z Marią Rachel Cimińską, Iwona Wilk radna prowincjalna Krakowskiej Prowincji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (OCDS).

(więcej…)

Panie Zastępów, usłysz moją modlitwę; nakłoń ucha, Boże Jakuba! (Ps 84, 9)


Autor: s.Anna Krawiec cmt

cmt.karmel.pl

 

W roku 1851 Ojciec Franciszek wraca do swego kraju. Zostaje bardzo dobrze przyjęty przez biskupa Barcelony José Domingo Costa y Borrás, który powierza mu kierownictwo duchowe kandydatów do święceń kapłańskich w seminarium diecezjalnym w Barcelonie. Zostaje on też włączony w diecezjalny plan duszpasterski.

„Modlitwa jest wzniesieniem naszych myśli do Boga. Nasza dusza została stworzona, aby kontemplować, oglądać i wpatrywać się w Boga. Stworzenie, które jest widzialne i materialne, zostało postawione nam przed oczy po to, aby wznieść nasz rozum do Boga Stworzyciela, do Boga niewidzialnego i bezcielesnego. Bez modlitwy człowiek upadla się, poniża, pogrąża się w cielesności, stając się gorszym niż zwierzęta”. Potrzebni są kapłani tacy jak Franciszek, oddani Bogu, przemawiający zarówno słowem jak i własnym życiem. Ojciec Palau nie ukrywa przed biskupem swoich pragnień życia pustelniczego oraz ich wpływu na kierownictwo osób jemu powierzonych. Udaje się na miesięczne rekolekcje w góry Montsant, aby rozeznać na modlitwie kierunek swoich dalszych działań.

„W modlitwie znajdziesz wszystko”. Owocne są modlitwy pustelnika. Redaguje w tym czasie regułę dla swych duchowych córek w Aitonie. Gdy opuszcza pustelnię św. Bartłomieja, udaje się do Barcelony z nową misją. Odwiedza peryferie miasta, przysiółki, miejskie targowiska, dzielnice nędzy, a nawet karczmy. „Zjednoczona z Bogiem w wierze, nadziei i miłości, musisz połączyć się z Nim tymi samymi więzami, lecz nie jako z Bogiem samym, ani samym człowiekiem, ani Bogiem-człowiekiem rozpatrywanym indywidualnie, lecz jako z Bogiem stanowiącym wraz z całym Kościołem powszechnym ciało moralne. Ciało to zaś, którego duszą jest Duch Św., masz oglądać i kontemplować w wyglądzie i kształtach naturalnego ciała ludzkiego; i to ciało, ożywione i obdarzone życiem przez Ducha Bożego i które żyje, mówi, słyszy, rozumie i kocha, jest tym, z którym masz się zjednoczyć w wierze, nadziei i miłości”.

Biskup Costa miał rację. Konieczne jest materialne i duchowe zaopatrzenie wzrastającej liczby imigrantów na łonie kościoła barcelońskiego. Z głębi serca ojca Palau wyrywa się prawdziwy duch terezjański: ,,Tysiąc razy oddałbym życie za zbawienie jednej tylko duszy.” W ten sposób rodzi się Escuela de la Virtud (Szkoła Cnoty): misja ewangelizowania i katechizacji osob dorosłych. Ojciec Palau angażuje się w głoszenie Słowa w sposób uporządkowany, przy zastosowaniu odpowiednich środków i pracy zespołowej. Projekt ścisłej współpracy pomiędzy klerem, zakonnikami i świeckimi, oraz czynny udział studentów filozofii seminarium w Barcelonie, spodobał się biskupowi. „Miłość, zrodzona z praktyk religijnych, otrzymuje nowy impuls i wzrost dzięki śmiałym decyzjom i mocnym postanowieniom posuwania się zawsze ku doskonałości, którą człowiek rozumie na modlitwie i medytacji”.

Działalność szkoły zostaje zainaugurowana 16 października 1851 roku w parafii św. Augustyna, nieopodal ulicy La Rambla w Barcelonie. W dzielnicy robotniczej, konfliktowej, potrzebującej formacji ludzkiej i chrześcijańskiej. Od samego początku okazuje się sukcesem. Na cotygodniowe dwugodzinne katechezy w niedzielne popołudnia przychodzi wielu wiernych. Teoria prowadzi do praktyki i wzajemnie się uzupełniają. Poznanie prawd wiary i wprowadzenie ich w czyn przez modlitwę i pracę.„Czy dusze owładnięte Duchem Świętym, widząc jakiegoś członka Kościoła w śmiertelnym niebezpieczeństwie, mogą znaleźć wytchnienie, chociaż są one zdrowe? Czy mogą dzień i noc zajmować się czymś innym poza zanoszeniem do Boga modlitw i błagań za zbawienie Kościoła? Nie, na pewno nie mogłyby, nawet gdyby chciały, zapomnieć zła, które zasmuca Kościół, ponieważ odczuwają je jako własne”.

W ławkach Szkoły Cnót zasiadają robotnik i przedsiębiorca, intelektualista i wojskowy, zwolennik prawicy i lewicowiec. Jest to widok jedyny w swoim rodzaju, niespotykany dotąd w przemysłowej Barcelonie. Ojciec Palau redaguje nawet Catecismo de las Virtudes (Katechizm cnót) – podręczne kompendium wiary i pierwszy program Szkoły. W 1853 roku prasa antyklerykalna zwraca uwagę władz cywilnych: „Należy zważyć na masowe uczestnictwo, które dochodzi do dwóch tysięcy osób. Pośród uczestniczących jest bardzo wielu robotników!”

„Bóg w swojej opatrzności postanowił zaradzać naszym chorobom i udzielać nam swoich łask poprzez modlitwę i aby dzięki modlitwie jednych byli zbawieni pozostali. Jeśli niebiosa spuściły z góry rosę i chmury wylały Sprawiedliwego, jeśli się otworzyła ziemia i wyrósł Zbawiciel, Bóg chciał, aby Jego przyjście poprzedzone było wołaniem i błaganiami świętych ojców, a zwłaszcza modlitwą szczególnej Dziewicy, która przyjemną wonią swoich cnót nachyliła niebo i przyciągnęła do swojego łona Słowo nie stworzone. Przyszedł Odkupiciel i za pośrednictwem swej nieustannej modlitwy pojednał świat z Ojcem”.

Rok 1854 przechodzi do historii jako rok zamieszek i rewindykacji. W Barcelonie protesty mają gwałtowny i dramatyczny przebieg: na ulicach stanęły barykady, robotnicy zorganizowali manifestacje i strajki. W Katalonii ogłoszony zostaje stan wyjątkowy. Rząd centralny szuka winnego zaistniałej sytuacji. Kozłem ofiarnym staje się Szkoła Cnoty i odpowiedzialny za nią ojciec Palau. Lewicowa prasa gwałtownie atakuje Szkołę. 31 marca 1854 roku, Szkoła zostaje zamknięta. Na nic zdają się protesty i odwołania.

„Jeśli zabraknie pokuty, pozostaje jeszcze inny zbawczy środek, tzn. modlitwa. Jest ona na pewno jedynym środkiem, który jednak staje się bardziej skuteczny, co więcej – niezawodny, jeśli towarzyszy mu ofiara”.Ojciec Palau zostaje zesłany na Ibizę, miejsce, w którym poza fortecą i więzieniem wojskowym niewiele więcej się znajdowało. Nieurodzajna ziemia daje liche plony. Mieszkający na niej prości ludzie w znacznej mierze są analfabetami. Nie istnieje nawet diecezja. Franciszek znalazł za to pustynię, o której śnił w latach swej młodości. Zbliża się do 44 roku życia i od intensywnej pracy apostolskiej przechodzi do przymusowej samotności.

„Miłość, pobudzana na modlitwie świętymi postanowieniami, jest umacniana przez ich wytrwałą i wierną realizację”. W sercu nosi: Kościół – tajemnicę i Kościół – lud, pragnienie woli Bożej. Na modlitwie stale pojawia się pytanie:Panie, czego pragniesz ode mnie? …Kościół? …Samotność? Kościół, Kościół…

Sześć lat wygnania. W pierwszej chwili pojawia się zagubienie, przechodzące niekiedy w depresję. „W chwili, gdy odczuwamy potrzebę, uczymy się zaufania do Boga, powierzenia się Jemu, pokładania nadziei w Jego ojcowskiej opiece bez obawy, że nas opuści i nie wysłucha tego, kto Go wzywa i szuka Go z całego serca”.

Franciszek, całkowicie oddany Bogu, ufający bezgranicznie Jego opiece i nieustannie odnawiający się w wierze i modlitwie, nie pozostaje jednak bezczynny. „Do wiary potrzeba dołączyć modlitwę. Do modlitwy i wiary – uczciwość czynów”. W zakątek wyspy Es Cubells, do wioski św. Józefa, przeniósł figurę Matki Bożej Szkaplerznej. Wraz z obecnością Maryi, nauczycielki cnót, odnawia się w nim duch ucznia. Pisze o tym w 1855 roku: „Odkąd Pani wszelkich cnót wzniosła swój tron w tym miejscu, czuję się odmieniony […] teraz jest czas porządku i pokoju, modlitwy i odpoczynku”.

Rozpoczyna budowę małej i prostej kaplicy (z czasem będzie to pierwsze sanktuarium maryjne na wyspie), która wraz z Es Vedrá staje się oazą pokoju w burzliwym życiu karmelity z Aitony: ,,Widząc, że ludzkie siły nie wystarczą, aby rozwiązać ogromne zło, które trapi Kościół, usuwam się niekiedy na małą wysepkę… której szczyty, jak kolumny, wznoszą się nad głębią Morza Śródziemnego”.

Franciszek domaga się też sprawiedliwości. 4 grudnia 1859 roku pisze do królowej Izabeli II. Zarządca kościelny Ibizy w swoich raportach kierowanych do monarchini bardzo pochlebnie wyrażał się o ojcu: Palau jest wspaniałym kapłanem, wzorem cnót i żywym świadectwem wiary dla mieszkańców wyspy. „Bóg, jak dobry Ojciec, prowadzi mnie za rękę tam, i prowadzi mnie, którędy On pragnie. Dlatego pójdę w nieznane mi miejsca i będę szedł tędy, którędy nie chcę. Bóg wie, jak bardzo jestem gotowy służyć jego Kościołowi” (List 56).

Pół roku oczekiwania. 12 lipca 1860 roku królewski dekret potwierdza, że Franciszek Palau był niewinny. Trybunał Najwyższy uznaje, że dalsze wygnanie jest nieuzasadnione. To oficjalne ogłoszenie jego niewinności. Ojciec Palau znajduje się już w Barcelonie, powołując się na amnestię ogłoszoną w maju 1860 roku. Tajemnica Krzyża! – mówi ojciec Franciszek – i wewnętrzne wyzwolenie: „Panie Zastępów, usłysz moją modlitwę; nakłoń ucha, Boże Jakuba!” (Ps 84, 9). Ojciec Franciszek jest pięknym przykładem nieustannej, wytrwałej modlitwy w każdych okolicznościach, nawet w najtrudniejszych sytuacjach życiowych. Modlitwy, która jest relacją miłości, bezgranicznego zaufania i pozostawienia siebie i wszystkiego, cokolwiek by się nie wydarzyło, w rękach Boga. Modlitwy, która jest aktem wiary w Boży plan, a także własne, niepowtarzalne miejsce w tym planie. Modlitwy ufnie składającej w Bogu los własny, a zarazem popychającej do działania, do spieszenia z Dobrą Nowiną na ustach, by przekazać ją innym. „To wiara działa i wyprasza na modlitwie. Modlitwa wyprasza w tej mierze, w jakiej wierzymy i spodziewamy się otrzymać”.

Wierni sobie i Bogu, wierni naszym braciom. Wierni w wierze. I wierni wiernością Boga ku nam. W ciemnościach, w cierpieniu, ale i w momentach jasnych i radosnych. A może niewierni. Upadający, odchodzący. On cierpliwie czeka, bo sam powiedział: On nie może zaprzeczyć swej istocie. Idzie tam, gdzie ból, cierpienie, nienawiść, rozdarcie. I rozlewa obfitość swej łaski, bo gdzie rozlał się grzech, jeszcze obficiej – łaska.

Ufnie idąc w życie, oddajemy Mu nasz dzień powszedni. Oddajemy życie naszych braci. I w tej wierności odkrytej w Bogu, jak On chcemy iść, by leczyć rany złamanych na duchu, by odbudowywać to, co zniszczone. By dawać życie. I przyjmujemy jako misję na każdy dzień, by w codzienności – pośród naszych znajomych, nieznajomych, bliskich i dalekich – głosić Ewangelię Bożej miłości i miłosierdzia. Dobrej Nowiny o Bogu, który jest wierny zawsze. Czerpiąc siły z relacji z Nim. Ze spotkania na modlitwie, z ciszy wypełnionej Jego Obecnością. Wsparci na nim. Gotowi?

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *