Modlitwa przygotowawcza:
Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i prace były skierowane wyłącznie ku służbie i chwale Jego Boskiego Majestatu (ĆD 46).
Obraz do modlitwy:
Zobaczę człowieka, który przemyka się chyłkiem, chowa się za krzakami, w przydrożnym rowie, czujnie rozgląda się dookoła – nie chce być zauważony. Jest zmęczony, osłabiony, potyka się, plącze się w strzępach swojego ubrania, a jednak idzie do przodu, wytrwale, nawet spieszy się, tak, jakby czegoś oczekiwał…
Prośba: Będę prosić o nadzieję na uzdrowienie.
Kontekst
Cud uzdrowienia trędowatego osadzony jest w kontekście wielu cudów Jezusa. Ten fragment Ewangelii poprzedzony jest zdaniem: I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy a kończy się stwierdzeniem: A ludzie zewsząd schodzili się do Niego. Prawdopodobnie w tym czasie Jezus dokonał wielu cudów, a jednak ten właśnie cud uzdrowienia trędowatego jakoś szczególnie zapadł Apostołom w pamięć (piszą o nim wszyscy trzej synoptycy). Musiał zatem być wyjątkowy.
1. Wtedy przyszedł do Niego trędowaty…
Trąd był straszną chorobą nie tylko dlatego, że stopniowo zżerał ciało prowadząc przez kalectwo i okropne cierpienie do śmierci, ale chyba najbardziej dlatego, że izolował człowieka od społeczeństwa, od rodziny, pozbawiał domu. Trędowaci żyli samotnie lub w enklawach w odosobnieniu, na ograniczonym terenie, pod żadnym pretekstem nie wolno im było się zbliżać do mieszkań ludzkich, gdyż było to przekroczeniem Prawa i groziło ukamienowaniem. Wiedząc o tym, z tym większym zdziwieniem czytamy, że trędowaty przyszedł do Jezusa. Żeby przyjść do Jezusa, musiał najpierw opuścić swoje terytorium i przebyć drogę w pewnym sensie bardziej niebezpieczną niż sama choroba – bo gdyby został przez kogoś zauważony, przegnano by go lub może nawet by zginął. Strach ludzi przed zarażeniem się był ogromny i dla nie przestrzegających zasad raczej nie było litości.
Myślę, że gdybyśmy spojrzeli w oczy trędowatego w tamtej chwili, gdy spieszył na spotkanie z Jezusem dostrzeglibyśmy mieszankę najróżniejszych uczuć: strachu, bólu, napięcia, determinacji, ale dominującym uczuciem, przydającym nowego światła jego spojrzeniu, byłaby nowa nadzieja.
A ja, czy mam jeszcze nadzieję na moje uzdrowienie…?
2. Jeśli chcesz, możesz…
Przedziwna jest prośba trędowatego, w ten sposób nie zwraca się do Jezusa nikt inny, tylko on. W tej prośbie jest oczywiście wyznanie wiary we wszechmoc Jezusa, a zatem uznanie w Nim samego Boga. Ta wiara zawarta jest w słowie:możesz. Ty możesz uczynić coś, co dla mnie, dla kogokolwiek z ludzi jest niemożliwe. Ale w tej prośbie jest jeszcze coś, jest to zawarte w słowach: jeśli chcesz. Wypowiadając je trędowaty uznaje, że Bóg może mu nie dać tego daru. Dlaczego? Bo on nie jest kimś kto na to zasługuje. Trędowaty nie przychodzi z listą swoich dobrych uczynków, ani z listą swoich cierpień i nie domaga się by Bóg wyrównał rachunki. Wie, że jeśli Bóg mu to uczyni, to będzie to Jego wielki i wolny dar, całkowicie płynący z Jego dobroci i miłosierdzia, a nie coś co się mu należy.
Pomyślmy o naszych prośbach przedstawianych Bogu. Czy nasza postawa podobna jest do postawy tego trędowatego?
3. Dotknął go…
Dotyk Jezusa był z pewnością czymś najbardziej szokującym, najtrudniejszym do wytrzymania, a jednocześnie najbardziej potrzebnym i najbardziej leczącym serce trędowatego. Kontemplujmy w tej scenie człowieka, który przez lata nie doświadczył dotyku, może nawet życzliwego uśmiechu, który wie, że jest odrażający, cuchnący, że jest zagrożeniem i przekleństwem. Patrzmy jak jest dotykany i co ten dotyk z nim robi, jak go zmienia.
Potem pomyślmy o tym co w nas jest trędowate, czego najbardziej się brzydzimy, co jest dla nas przekleństwem i zagrożeniem. Jeśli zapragniemy wówczas uzdrowienia, to pamiętajmy, że trzeba nam przyjść do Jezusa, a zatem trzeba nam wybrać się w podróż, która może wydawać się nam bardziej niebezpieczna niż nasza choroba. Może będzie się to wiązało z dotknięciem rany, z otworzeniem serca, może z sakramentem pokuty. Jeśli wtedy poczujemy się słabi, to przypomnijmy sobie trędowatego jak przemykał się by spotkać Jesusa. Jaki był zmęczony, obolały, przestraszony, by ktoś go nie zobaczył i jaki błysk migotał w jego spojrzeniu.
Zakończenie: Chwała Ojcu…